Miłość nie ma być wyścigiem, ciągłym strachem, że się nie
wystarcza, albo zrobi się coś nie tak. Miłość ma uspokajać, dawać
oparcie. Motywować, a nie bezmyślnie krytykować. Wymagać, ale też dawać
wiele w zamian. Uskrzydlać. Uszczęśliwiać. Sprawiać, że wszystko wydaje
się możliwe. Poprawiać humor w ciężkich chwilach. I ta miłość to nie
tylko momenty pękające od emocji, ale także spokój. Pocałunek na
dobranoc i dzień dobry. Wspólne posiłki. Wyjście do sklepu i dyskusje o
tym, kto wymyśli co dziś będzie na obiad. Poranne przyniesienie kawy do
łóżka. Troska w chorobie, martwienie się o siebie nawzajem. Nawet te
chwile, kiedy panuje cisza i oboje osobno czymś się zajmujemy, bo one
też są potrzebne.
Miłość
to wybór. Jasne, namiętność też się liczy, bo bez odpowiedniego
dopasowania ciężko jest zbudować jakikolwiek związek. Ale to nie
wszystko. Kiedyś przeczytałam, że "kochać to znaczy chcieć być czyimś dobrem".
I chyba nie ma bardziej trafnej definicji. Być czyimś dobrem, spokojem,
chwilą wytchnienia. Sprawiać, żeby życie we dwójkę było chociaż trochę
przyjemniejsze niż samemu. Przywoływać uśmiech na ukochanej twarzy,
nawet jeśli potrzeba do tego czegoś tak prostego jak zaparzenie herbaty,
bo najbardziej liczą się wszystkie te maleńkie rzeczy, które robimy dla
tych, których kochamy.
Może
to brzmi jak banał, ale w sumie to dlaczego wszystko musi być
skomplikowane? W życiu jest wystarczająco wiele problemów, żeby jeszcze
to wszystko utrudniać. Niech chociaż miłość będzie prosta.